Przejdź do głównej zawartości

Książka o kartoflu

Mam wrodzoną i nieuleczalną przypadłość polegającą na zapominaniu wszelkich tytułów. Niezaśmiecanie sobie mózgu tego typu "niepotrzebnymi" informacjami pozwala mi zarzekać się, że "nigdy tego filmu nie widziałam". W połowie seansu zwykle zaskakuję współoglądających nagłym przebłyskiem pamięci, zdradzając zakończenie. Tytułu książki, o której dziś piszę, też pewnie nie zapamiętam - dla mnie to już na zawsze będzie po prostu  "Ziemniak". Choć samą książkę pamiętać będę jeszcze długo. 


John Mole, autor "Byłem ziemniaczanym oligarchą" i pierwszoosobowy narrator to zdecydowanie mistrz czarnego humoru z wybitnym dystansem do samego siebie. Jego przygody w Rosji pierwszej połowy lat 90. to pasmo nieszczęść i kataklizmów. Jednak do ciążącego nad nim fatum autor podchodzi niczym Kandyd z powiastki filozoficznej  Voltaire'a. Stojąc po pas w błocie, gubiąc się w lesie, tracąc kolejne setki dolarów, przymarzając do przerębli wciąż nie traci ducha i próbuje dalej.

Przy tym wszystkim jego obserwacje są niezwykle gorzkie, co nie zmienia faktu, że bardzo cenne. Przedstawia Rosję od strony biznesowej. Bohater jest w końcu specem od rozkręcania nowych interesów.  Jeśli ktoś oczekuje tu sławnych nazwisk, ciekawostek z życia elity lub historii prywatyzacji w Rosji, to z całą pewnością ta książka mu tego nie da. Pełno tu historii o zwykłych-niezwykłych ludziach, jak oklepanie by to nie brzmiało.

Mną osobiście (choć w żadnym razie nie można mnie nazwać obrończynią praw zwierząt) wstrząsnęła najbardziej opowieść o syberyjskich krowach, które od momentu pierwszego śniegu do początku wiosny nie są wypuszczane z obory na zewnątrz. Okna i drzwi zabijane były dechami, a gdy wreszcie pogoda pozwalała na uwolnienie zwierząt, te potrzebowały kilku dni, żeby móc o własnych siłach opuścić śmierdząca oborę. Mi taka zabiedzona krowa się dziś przyśniła i właśnie dlatego o tej książce nie zapomnę.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Suszona ryba dla opornych

Jej słony, bardzo intensywny smak nie każdemu odpowiada. Intensywny zapach odrzuca wiele osób, ale suszona ryba jest na Wschodzie prawdziwą instytucją. Bo co można zagryzać do piwa albo w bani? Chipsy i orzeszki – owszem, całkiem niezłe, ale to wciąż nie to. Będąc rybnym stalinistą mogę z czystym sumieniem powiedzieć – suszona ryba i piwo to para doskonała, jeden z nielicznych w przyrodzie przykładów idealnej równowagi.

Kurut - wyzwanie na dziś

Wysuszone kulki ze zsiadłego mleka? Takie rzeczy tylko w Azji Centralnej.

Płow po fergańsku

Ryż z mięsem i warzywami – tak najkrócej można opisać czym jest płow. Jedliśmy go w różnych wersjach – domowej, bazarowej, fastfoodowej, a nawet z kurczakiem. Można powiedzieć jedno – ilu kucharzy, tyle przepisów.