Jej słony, bardzo intensywny smak nie każdemu odpowiada. Intensywny zapach odrzuca wiele osób, ale suszona ryba jest na Wschodzie prawdziwą instytucją. Bo co można zagryzać do piwa albo w bani? Chipsy i orzeszki – owszem, całkiem niezłe, ale to wciąż nie to. Będąc rybnym stalinistą mogę z czystym sumieniem powiedzieć – suszona ryba i piwo to para doskonała, jeden z nielicznych w przyrodzie przykładów idealnej równowagi.
Niedawno na jednym z popularnych rosyjskojęzycznych forów internetowych poświęconych podróżom pojawiło się pytanie o dostępność suszonych rybek na... Kubie. Gdy okazało się, że realny socjalizm w wydaniu tropikalnym nie wytwarza podobnych przysmaków, dzielny amator słonych przekąsek postanowił zabrać ze sobą zapas swoich ulubionych rybek.
Przygodę z morskim przysmakiem najlepiej zacząć od kupienia opakowania obranych i przygotowanych do jedzenia kawałków ryby. Wybór jest ogromny, popularne firmy to np. "Ot ribaka Filippicia" (Rosja) albo "Morskie" (Ukraina). Najbezpieczniej zacząć od dość łagodnego w smaku ostroboka (stawridka) albo mintaja (jantarnaja ribka). I teraz uwaga - niektóre rybki są sprzedawane ze skórą, którą trzeba delikatnie zdjąć z rybki. Oczywiście nic się nie stanie, jeżeli jednak zjemy skórę, ale obieranie ryby to przyjemność podobna do wyłuskiwania pistacji z łupinki.
Prawdziwi koneserzy jedzą rybki z supermarketu tylko w ostateczności. Nic bowiem nie może się równać ze smakiem ryby suszonej w całości. Można je trafić na bazarach albo w sklepach rybnych. Nigdy nie widziałem w jaki sposób są przygotowywane, ale mam spore podejrzenia, że cały proces polega na złowieniu ryby i wystawieniu jej na słońce na kilka tygodni. Dlatego przekąskę trzeba obrać przed zjedzeniem. Po pierwsze – urywamy delikwentce łeb i zdejmujemy skórę. Teraz można obgryzać rybkę z pysznego mięsa. Na koniec zostaje wschodnie creme de la creme – ikra. Woreczek z ikrą znajduje się tuż pod brzuchem. Usuwamy delikatną błonkę otaczającą jajeczka i wcinamy. Smak jest ciekawy, bardzo słony, intensywnie morski, zupełnie niepodobny do kawioru.
Od niedawna pewna polska firma sprowadza moje ukochane rybki do naszego pięknego kraju. Oczywiście to tylko marna namiastka, która pozwala przetrwać w sytuacjach kryzysowych. Cóż, pozostaje tylko częściej wyjeżdżać.
Niedawno na jednym z popularnych rosyjskojęzycznych forów internetowych poświęconych podróżom pojawiło się pytanie o dostępność suszonych rybek na... Kubie. Gdy okazało się, że realny socjalizm w wydaniu tropikalnym nie wytwarza podobnych przysmaków, dzielny amator słonych przekąsek postanowił zabrać ze sobą zapas swoich ulubionych rybek.
Przygodę z morskim przysmakiem najlepiej zacząć od kupienia opakowania obranych i przygotowanych do jedzenia kawałków ryby. Wybór jest ogromny, popularne firmy to np. "Ot ribaka Filippicia" (Rosja) albo "Morskie" (Ukraina). Najbezpieczniej zacząć od dość łagodnego w smaku ostroboka (stawridka) albo mintaja (jantarnaja ribka). I teraz uwaga - niektóre rybki są sprzedawane ze skórą, którą trzeba delikatnie zdjąć z rybki. Oczywiście nic się nie stanie, jeżeli jednak zjemy skórę, ale obieranie ryby to przyjemność podobna do wyłuskiwania pistacji z łupinki.
Prawdziwi koneserzy jedzą rybki z supermarketu tylko w ostateczności. Nic bowiem nie może się równać ze smakiem ryby suszonej w całości. Można je trafić na bazarach albo w sklepach rybnych. Nigdy nie widziałem w jaki sposób są przygotowywane, ale mam spore podejrzenia, że cały proces polega na złowieniu ryby i wystawieniu jej na słońce na kilka tygodni. Dlatego przekąskę trzeba obrać przed zjedzeniem. Po pierwsze – urywamy delikwentce łeb i zdejmujemy skórę. Teraz można obgryzać rybkę z pysznego mięsa. Na koniec zostaje wschodnie creme de la creme – ikra. Woreczek z ikrą znajduje się tuż pod brzuchem. Usuwamy delikatną błonkę otaczającą jajeczka i wcinamy. Smak jest ciekawy, bardzo słony, intensywnie morski, zupełnie niepodobny do kawioru.
Od niedawna pewna polska firma sprowadza moje ukochane rybki do naszego pięknego kraju. Oczywiście to tylko marna namiastka, która pozwala przetrwać w sytuacjach kryzysowych. Cóż, pozostaje tylko częściej wyjeżdżać.
mr. wap postuje?!
OdpowiedzUsuńzepsułeś mi jedzenie czekolady!
Kalmary ci smakowały :)
OdpowiedzUsuń