Pierwszy tydzień października upłynął mi (Marysi) pod znakiem wizyty pięcioosobowej delegacji z Kirgistanu. Teoretycznie powinnam wiedzieć, czego może im brakować 5 tys. kilometrów od domu.W praktyce... bywało różnie.
Mięso
Jako opiekun musiałam zapewnić mojej grupie regularny dostęp do posiłków. Zadanie okazało się być prawdziwym wyzwaniem. Kirgiscy goście szybko nauczyli mnie podstawowych reguł, które gwarantują sukces posiłku.
Pierwsza podstawowa zasada - w posiłku zawsze musi być mięso. Po drugie, kurczak to nie mięso. Po trzecie, ze względów religijnych wieprzowina odpada. Po czwarte, powinno być tłusto i dużo.
- Maria, bo wiesz, my jesteśmy drudzy pod względem ilości zjadanego mięsa... zaraz po wilkach - wyjaśniono mi na wstępie.
Chleb
Zawsze uważałam, że jako Polacy jesteśmy narodem chlebożernym. Zwykle jemy kilka kromek na śniadanie, kilka na kolację, a niektórzy chlebem przegryzają zupę. Dziś wiem, że do statutu chlebożerców nam bardzo daleko.
Wybrałam się z Kirgizami do BUWu, do 'stołówki studenckiej'. Pomysł wydał się być strzałem w dziesiątkę. Gdyby nie jedno "ale".
- Maria? Nie ma tu chleba?
Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Niestety jak na złość pieczywo się skończyło.
- Gdyby u nas na stołówce nie było chleba studenci rozpoczęliby strajk.... - stwierdzili. I nie wyglądali jakby żartowali.
Gdy następnego dnia zaprowadziłam ich do "chińczyka", byli przygotowani. Chleb kupili sobie wcześniej w sklepie.
Transport miejski
Poza spotkaniami z różnymi stołecznymi ważniakami w programie wizyty było też zwiedzanie stolicy. Jednak nic nie wywołało takiego błysku w kirgiskim oku jak transport miejski w Warszawie. Dlaczego?
Bo na przystanku mamy rozkład jazdy. Bo wynika z niego, o której autobus przyjedzie i ile będzie jechał do kolejnego przystanku. Bo rozkład zazwyczaj mówi prawdę. Bo nie płaci się kierowcy za przejazd. Bo wiadomo za ile przyjedzie tramwaj. Bo jest "jakdojade.pl". Bo autobus zatrzymuje się tylko na przystankach.
- Chcielibyśmy, żeby to działało także w Biszkeku. Nawet nie wiesz, ile jest wypadków każdego dnia, bo kierowca wypuszcza pasażerów zupełnie bez ostrzeżenia - kręcili głową moi goście.
Herbata
Maciek zawsze powtarza, że to co ja piję, to nie herbata. I ma rację - mój napój herbaciany nie ma nawet koloru herbaty, bo składa się głównie z soku z cytryny i wody. W dodatku letniej.
Goście z Kirgistanu do herbaty mieli stosunek wręcz emocjonalny. Z trudem przyszło im zrozumienie tego, że nie pijemy zbyt dużo herbaty w ciągu dnia; że zamawiając w knajpce herbatę nie dostajemy parującego imbryczka, a jedynie szklankę wrzątku z torebeczką ziółek; że na naszych ulicach królują kawiarnie, a nie herbaciarnie.
Gdy odwoziłam ich na lotnisko, zapytałam
- Co zrobicie, gdy wrócicie do Biszkeku? Za czym tęskniliście najbardziej?
- Napijemy się herbaty - odparli chórem bez zastanowienia.
Komentarze
Prześlij komentarz