Z
Ałmaty jest trochę jak ze Stambułem – niby nie jest stolicą,
ale i tak każdy wie swoje. Największe kazachskie miasto było i
jest symbolem dynamicznego rozwoju państwa. Jako jedyne liczy ponad
milion mieszkańców, wciąż jest siedzibą wielu ważnych urzędów
oraz prestiżowych uczelni. - To tutaj ściągają za chlebem ludzie
z całego kraju, to jest prawdziwa stolica – mówią miejscowi.
Tram Cafe - popularna knajpa, urządzona w zabytkowym tramwaju |
Tytuł
stolicy „Ojciec Jabłek” (tak tłumaczy się na polski nazwę
miasta) straciła zresztą nie tak dawno. Astana oficjalnie stała
się siedzibą władz dopiero w 1998 roku. Jak tłumaczył wówczas
Narsułtan Nazarbajew, chodziło o rozwój centralnej części kraju
oraz korzystniejsze położenie geograficzne Astany. Nieoficjalnie
duże znaczenie miało osłabienie wpływów rosyjskiej „mniejszości”
z północy kraju, gdzie stanowi ona znaczną część populacji.
Rozpoczęła się więc walka ze stepem otaczającym Astanę i
intensywne budowanie od nowa prowincjonalnego dotychczas miasta. Do
2030 roku liczba mieszkańców stolicy ma osiągnąć milion osób.
Tymczasem
Ałamty żyje swoim, chorobliwie szybkim rytmem. Pierwsze spotkanie z
tym miastem jest dla przeciętnego turysty odrzucające –
komunikacja miejska funkcjonuje według swoich własnych, nieznanych
chyba nikomu prawideł, ceny porównywalne z tymi w europejskich
stolicach i wieczne remonty. To miast interesów i biznesu, witające
z otwartymi rękami każdego, kto ma odpowiednią sumę pieniędzy.
Chyba nigdzie w Azji Centralnej nie można znaleźć tylu luksusowych
hoteli, eleganckich restauracji i drogich butików. Miejscowym żyje
się wygodnie, tutejsza klasa średnia cieszy się swoim bogactwem i
chełpi sławą miasta, ściągającego rok rocznie tysiące osób z
innych części państwa, skuszonych ofertą edukacyjną czy nadzieją
na dobrą pracę.
Przyjechaliśmy
tutaj badać postrzeganie demokracji przez społeczeństwo. Nikt
jednak nie chce rozmawiać o polityce. Dopóki wszystkim żyje się
wygodnie, nikt nie zadaje pytań. Istnieją opozycyjne gazety, ale
prasa nie cieszy się tu zbytnią popularnością. Łatwiej
znaleźć włoską trattorię niż budkę z samsami. Największy
bazar w mieście zajmuje się głównie pośrednictwem nieruchomości. Wszyscy mówią po
rosyjsku, choć sama Rosja ma tu status podobny do tego w Polsce –
jawi się jako dzika kraina chaosu i białych niedźwiedzi.
Można
mieć wrażenie, że miasto to znajduje się poza Azją Centralną.
Jak jakaś strefa eksterytorialna, ma swoje ceny, zwyczaje, klimat. I
raczej ciężko go poczuć.
Komentarze
Prześlij komentarz