Naszą podróż rozpoczęliśmy, gdy większość z naszych czytelników jeszcze spała - czyli około 4 rano. Warszawę zapamiętaliśmy więc nieco zaspaną, trochę mglistą, a przede wszystkim chłodną. Po 20 minutowej przejażdżce autobusem nocnym, 15 minutowym lekko nerwowym oczekiwaniu na peronie zapakowaliśmy się do nieopóźnionego pociągu relacji Warszawa Wschodnia - Przemyśl.....
Plan na dzień mieliśmy jasny - jak najszybciej dostać się do Przemyśla, potem skoczyć do przydworcowej knajpy (tej co zawsze) na krokiety z frytkami, dojechać busikiem do Medyki, przekroczyć pieszo granicę, wsiąść do kolejnego busika (marszrutki) do Lwowa, a tam już tylko kupić bilet na pociąg do Kijowa.
Plan na dzień mieliśmy jasny - jak najszybciej dostać się do Przemyśla, potem skoczyć do przydworcowej knajpy (tej co zawsze) na krokiety z frytkami, dojechać busikiem do Medyki, przekroczyć pieszo granicę, wsiąść do kolejnego busika (marszrutki) do Lwowa, a tam już tylko kupić bilet na pociąg do Kijowa.
Ten zacny plan udało nam się wykonać prawie w 100%, gdyby nie to, że:
- pociąg do Przemyśla na trasie zyskał 45 minut opóźnienia
- w tej-knajpie-co-zawsze nie było krokietów
- przez godzinę zbierali się chętni na podróż do granicy
- we Lwowie byliśmy dopiero o 21 (czasu ukraińskiego), więc nie było już biletów na pociągi nocne...
Można by powiedzieć - piątek trzynastego.. Ale NIE! Bo:
- zjedliśmy pyszny barszczyk i flaczki
- braliśmy udział w społecznej zbiórce po 30 gr (daliśmy nawet 1zł i 50 gr), żeby opłacić niezajęte miejsca w busiku do granicy i wreszcie móc ruszyć
- czekając na pociąg poszliśmy do centrum Lwowa, gdzie spotkaliśmy przemiłego Bostończyka (przebywającego na Ukrainie od 2 lat w ramach programu nauczania języka angielskiego w różnych miastach i wsiach Ukrainy)
- spędziliśmy niezapomnianą noc na dworcu we Lwowie, gdzie Maciek został posądzony o bycie przedstawicielem Hare Kryszny
Ale nic to - Jedziemy dalej!!!!
Komentarze
Prześlij komentarz