Początek lat 90-tych nie był
łaskawy dla rodzącego się wówczas alternatywnego rosyjskiego rocka. W przeciągu
kilkunastu miesięcy zmarły takie legendy jak punkowa wokalistka Janka Diagilewa
czy Majk Naumienko z grupy Zoopark. Kilka lat później odszedł Andriej Panow, lepiej
znany jako Swin, radziecki Iggy Pop i Jimmy Rotten w jednej osobie, który pod
szyldem grupy Automatyczne Samozadowalacze dopuszczał się na scenie najgorszych
bezeceństw, z zabijaniem kotów włącznie.
Dla rosyjskiej kultury tego okresu najbardziej znacząca była jednak śmierć pewnego chudego, skośnookiego mruka w czarnej skórzanej kurtce. Wiktor Coj, absolutna legenda rosyjskiej muzyki, w zeszłym tygodniu skończyłby 50 lat. Z grupą Kino w ciągu niespełna dekady nagrał osiem albumów studyjnych, z których każdy jest godny miana arcydzieła.
Aluminiovyje ogurcy, Gruppa krovi,
Zviezda po imieni solnce – te
piosenki zna chyba każdy, kto choć trochę interesował się rosyjską muzyką
współczesną. Do tekstów Coja nawiązują takie tuzy jak zespoły Leningrad,
Ju-piter z Wieczesławem Butusowem czy 7B. Organizowane są festiwale jego
imienia, a po 22 latach od śmierci fani wciąż pojawiają się pod „ścianami
Coja”. Te specyficzne pomniki można spotkać w wielu miastach w całej Rosji.
Trudno porównać Kino i Coja do jakiejkolwiek polskiej kapeli. Najbliżej tego statusu jest chyba Dżem. Tyle, że
nad Wisłą powstał jak dotąd jeden pomnik Riedla. Coj ma ich w Rosji
kilkanaście. Po śmierci lidera Kina kilkadziesiąt osób popełniło samobójstwo –
nie jest może to najszczęśliwsza miara popularności, ale pokazuje, ile jego
muzyka znaczyła dla ludzi.
Co zdecydowało o popularności
piosenek Kina? Grali dość typowy dla tego okresu rock z elementami nowej fali,
z wyraźną linią basu i surowym, niskim głosem Coja na wokalu. Teksty to czysta
poezja. Tematy – życie w Leningradzie, niespełniona miłość, absurdalne historie
o radzieckiej rzeczywistości. O sile Kina zdecydowała jednak przede wszystkim
niezwykła charyzma Coja. Praktycznie do śmierci pracował jako palacz w
kotłowni, grając jednocześnie koncerty na stadionach i ciesząc się zasłużoną
sławą głosu pokolenia. Pochodzący z mieszanego małżeństwa Rosjanki i
Koreańczyka Coj był raczej małomówny i tajemniczy. Jak wspomina w jednym z
wywiadów inna legenda rosyjskiego rocka Jurij Kasparian, ulubionymi aktorami
Coja byli Bruce Lee, Clint Eastwood i Kurt Russel. Muzyk miał w sobie coś z
każdej z tych ikon. Fani jego muzyki niemal religijną czcią otaczają film Igła – stworzona przez grupę znajomych
dyplomowa produkcja opowiadała bardzo prostą romantyczno-kryminalną historię, realizacja
pozostaje sporo do życzenia. Główny bohater, grany przez Coja, wynagradza
jednak wszystko swoją osobowością, wypełniając nią cały film. Małomówny
twardziel przypominał krzyżówkę Bruce’a Lee z Jamesem Deanem – tym sposobem
kiepski film obrósł najprawdziwszym kultem.
O Na temat Coja i jego zespołu napisano
już setki artykułów i kilka niezłych książek. Muzycy młodego pokolenia starają
się złożyć hołd swojemu idolowi nagrywając nowe wersje piosenek sprzed 20 lat.
Posłuchajcie więc kilku piosenek Kina i pamiętajcie - цой жив!
Komentarze
Prześlij komentarz